Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie, Braciszkowie.
Robiąc rano śniadanie, chwyciłam wielki, kuchenny nóż, by przeciąć świeżą bułeczkę w pół.
— Ciachhhhh… — stęknęła bułeczka, przeszyta ostrzem w ułamku sekundy. A zaraz za nią moja dłoń, ugodzona przy tej okazji zupełnie niespodziewanie .
Wydawało mi się, że ledwie drasnęłam śródręcze, ale fontanna trysnęła taka, jakbym co najmniej odrąbała sobie dwa palce… Choć rękę udało mi się obwiązać bandażem już po kilku minutach, krwotok nie ustał. Wyraźnie pomogło dopiero dźwignięcie i utrzymanie dłoni na wysokości głowy — powyżej poziomu serca. W takiej pozycji ciała — z lewą ręką uniesioną jakby w geście zgłaszania się do odpowiedzi czy też raczej głosowania spędziłam pół dnia z posiłkami włącznie.
Czy to kara za nadgorliwe namawianie innych do głosowania na „Dziurę w podróży” w plebiscycie Najlepsza Książka na Jesień 2017? Być może, choć skłaniam się ku innej teorii…
PS. A Wam jak upłynął piątek trzynastego?
PS.2 Jak trafnie podsumował kolega: opisana sytuacja jasno dowodzi, że... moje miejsce nie jest w kuchni! xD
Komentarze
Prześlij komentarz