Z kurą, która niemal pozbawiła mnie nogi. Listwą widoczną w drugiej dłoni podpierałam się po ataku. Przestrzegam szczególnie w okresie wielkanocnym — z kurą ostrożnie jak z jajkiem...! Na szczęście w Anglii, gdzie zastała mnie w tym roku Wielkanoc, nie trzeba pakować niedoszłych pierzastych bestii do koszyczka. Ani pilnować potem, żeby nie wierciły się w nim do potłuku podczas kościelnego kropienia. Zgodnie z tubylczym zwyczajem, wystarczy zakupić paletę jaj czekoladowych, a później ukryć je tu i tam w przydomowym ogródku. Po tych zabiegach następuje oczekiwanie na małoletnią hałastrę myśliwych, która lada chwila pojawia się na horyzoncie i zaczyna na nie „polować” (tzw. egg hunt). Dzieciaki w Londynie mają łatwiej niż ich rówieśnicy w innych częściach kraju: tutejsze ogródki są tak mikroskopijne, że wytropienie smakołyków to kwestia najwyżej kilku minut. Natomiast czas konsumpcji upolowanych słodyczy jest porównywalny we wszystkich miejscach w kraju i wynosi od ...