Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2016

Klamka Albionu

W pełnej bosostopych wojowników sali ćwiczeń, za którą tak się stęskniłam, nic się nie zmieniło. No, może poza jednym szczegółem, który przypomniał mi, że jestem w Anglii. Brudny kawałek sznurka, który od miesięcy wisiał smętnie w drzwiach damskiej szatni w miejscu klamki, podczas mojej nieobecności odpadł od drzwi całkowicie. Żeby więc wejść do przebieralni, musiałam tym razem wsunąć delikatnie palec wskazujący w dziurę po klamce i pociągnąć drzwi lekko do siebie, żeby się otwarły. Kiedy zapisałam się do klubu niecały rok temu, klamka już była w stanie poważnego rozkładu. Jakaś silna, bokserska dłoń musiała nacisnąć na nią tak mocno, że ta złamała się wpół i pozostał po niej już tylko żałośnie sterczący kikut. Kikut, wobec braku reakcji obsługi klubu, niebawem sam odpadł. W miejsce klamki zainstalowano za to kawał sznurka. Dzielny personel nie tylko uporał się z usterką bez wzywania specjalisty/złotej rączki, ale dla psychicznego komfortu klientów, przykleił na drzwiach

Bilans Balansu

Każą się leczyć tym, czym się struło. Po dłuższej przerwie technologicznej wróciłam więc do trenowania sztuk walki. Bo skoro przebrnęłam  przez niełatwe i kosztowne początki, bez sensu byłoby się teraz poddać. Nie wiem, jak jest w Polsce, ale w Anglii, żeby naparzać się na ringu, trzeba po pierwsze wykupić specjalne ubezpieczenie. Jak możecie sobie wyobrazić, nie jest ono tanie, ale co tam! Szarpnęłam się ten jeden raz, żeby w razie czego wdowiec chociaż rentę po mnie dostał. Jak już miałam tę nieszczęsną polisę, musiałam wyposażyć się w równie kosztowny uniform i całe mnóstwo ochraniaczy. I to jakich! Na nogi każą wciągać jakieś wełniane pończochy z dziurami na piętach i wielkimi, styropianowymi listwami na goleniach. Na to jeszcze nakłada się wielkie, styropianowe "buty" na rzepy, które mają ochraniać stopy od góry. Od dołu zaś nie ma żadnej ochrony, tylko wentylacja — kickboxingowy "but" nie ma podeszwy (bo i po co, jak się trenuje na materacach?) Ma z

Fauna Londynu

Siedząc w domu ze złamanym paluchem przez kilka tygodni w Londynie można poczynić wiele obserwacji, Braciszkowie. Stanowczo za wiele. Że sąsiad z naprzeciwka wychodzi do ogrodu podłubać w nosie zawsze o czternastej. Że ten z chaty po lewej chowa się przed żoną w budzie na narzędzia zaraz po przyjściu z pracy. I wiele, wiele innych.  Po jakimś czasie postanowiłam więc zająć się jednak okolicznośc iami przyrody, której, wbrew pozorom w Londynie nie brakuje: 1. Ślimaki — trawnikowe predatory — ledwie nadążają z wcinaniem gęstej, wyspiarskiej roślinności. Po deszczu (a więc przez większość dni w roku) ledwo wychodząc do ogródka, można przetrącić niechcąco niejedną skorupę — tyle mięczaków wypełza tu na żer każdej minuty. 2. Wiewórki — hasiokowe maszkietniki barwy szarej są produkcji amerykańskiej (puchaci Jankesi już dawno wytrzebili europejską, rudą odmianę). Świeżo po przyjeździe do Londynu wyszłam przed dom wyrzucić śmieci. Po odchyleniu pokrywy wielkiego kubła n

Etykiety

Pokaż więcej