Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2018

Wszystko płynie, a i sława przeminie

Oto historia jak stałam się sławna w chińskich kręgach (dla zmyłki zacznę małą powtórką z geografii) 😀 Jezioro Ontario to trzynaste największe jezioro na świecie. Jedna czwarta ludności całej Kanady mieszka w jego pobliżu. Jego środkiem biegnie granica między Kanadą i Stanami Zjednoczonymi.  W przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat znalazło się paru śmiałków, którzy próbowali przepłynąć wpław z  południa na północ lub odwrotnie — trasa wynosi około 50 kilometrów. Nazwiska tych, którym się udało znajdują się na pamiątkowej tablicy w miejscowości Niagara-on-the-Lake. Są na niej i inne ciekawe informacje — daty urodzenia pływaków i tym podobne. Pierwszy zarejestrowany wyczyn miał miejsce w 1954 roku — dokonała go kobieta, a raczej dziewczyna — 16-letnia kanadyjka Marilyn Bell. 😲 Przepłynięcie całego jeziora zajęło jej prawie 21 godzin. Najlepiej na przestrzeni kolejnych lat wypadł 25-latek z USA John Kinsella, ustanawiając w 1978 roku niepobity do tej pory rekord — 13h

Najagra

Też mi się wydawało, że dobrze wymawiam nazwę najsłynniejszego wodospadu na świecie. Otóż, żadna z niego "Niagara", tylko „Najagra”!  Nazwa ta to podobno zangielszczone przez misjonarzy irokeskie słowo „Onguiaahra” (tłum. „kanał”, „strumień wody”).  Jedno Wam powiem — Najagra piękna i bestia, ale nie taka wielka, jak ją malują! ;D I cyk stateczkiem do paszczy lwa! PS. Przeszłoby się mostem do Hameryki, a jak! Lecz wizy brak...

Niedźwiedzia przysługa

W tę historię i tak nie uwierzycie, ale opowiem, co mi tam!  A było tak: Na noc beczkę z jedzeniem, zgodnie z przepisami bezpieczeństwa, zawiesiliśmy na drzewie z dala od obozowiska. Nad ranem Towarzysz A wyparza ze swojego namiotu, zaalarmowany dziwnymi dźwiękami. Jego obawy potwierdzają się — wielka beczka z prowiantem zniknęła, a gałąź, do której była przywiązana, leży teraz zerwana na ziemi. Słysząc hałas dobiegający ze ścieżki biegnącej w głąb lasu, Towarzysz A orientuje się, że ktoś właśnie wlecze naszą beczkę w knieje, próbując pozbawić co najmniej śniadania! Ktosiem okazuje się najprawdziwszy niedźwiedź, którego Towarzysz A na spółkę z nowozaalarmowanym Towarzyszem B przepłaszają, odbijając nieco nadgryzioną już beczkę. Po przepędzeniu niedźwiedzia na drugi koniec lasu, zostają odkryte: gawro drapieżnika w pobliżu naszego obozowiska oraz ślady łap i wleczenia beczki po runie leśnym. Wybaczyć nie mogę Towarzyszom, że dopuścili do tego, iż ominęła mnie owa przygoda. A

Cowabunga

Poranne resztki z ogniska przyciągnęły… dzikiego żółwia wodnego. Nie żebym mu żałowała, ale do kupy wtranżolił półtorej kiełbasy i dopchnął jeszcze bułką!!!! Trzeba jednak przyznać, że bydlak był sporych rozmiarów — minimum pół metra średnicy. Przypomniał mi pewien epizod z dzieciństwa. Otóż, jako dziecko mocno fascynowałam się kreskówką „Wojownicze Żółwie Ninja”. Pewnego razu, kiedy wszystkie dziewczynki z przedszkola na kolejny bal przebierańców przemieniały się w królewny i księżniczki, ja jak zwykle miałam inny pomysł na swoją osobę. Oświadczyłam, że popłynę pod prąd zostając Żółwiem Ninja właśnie. O ile z przepaską na oczy nie było wielkiego problemu, to załatwienie pancerza stanowiło pewne wyzwanie — pamiętajmy, że rzecz dzieje się w czasach, kiedy chińskie, tanie wyroby każdego rodzaju nie są jeszcze dostępne na wyciągnięcie ręki. Koniec końców dostałam na plecy kolorową miednicę i micha mi się cieszyła jak trzeba. Cowabunga, Braciszkowie, pod prąd albo wcale!

Raz łodzi śmierć

Raz na łódce, raz pod łódką!  Wreszcie udało nam się przepłynąć rzekę, forsując po drodze bobrzą tamę (trzeba było wyleźć z łódki i przerzucać ją wraz z bagażami górą). Dobiliśmy ostrożnie do brzegu, wywlekliśmy canoe. Oto moja kolej na taszczenie klamota — inni, równie objuczeni, niosą namioty, śpiwory, osprzęt kuchenny i zapasy spożywcze.  Niby canoe to tylko dwadzieścia parę kilo, ale do noszenia bardzo nieporęczne — wbija się w ramiona i nawigować za bardzo nie ma nią jak. Tym bardziej, kiedy ścieżka okazuje się wąska, śliska, nie do przejścia suchą stopą lub co gorsze znika nagle całkowicie! Podobne pasaże między jeziorami ciągną się czasami kilometrami przez las — komary pożerają nas wtedy żywcem i nawet nie mamy jak ich pacnąć. Jeśli po drodze hukniemy w coś niechcący (na przykład bokiem canoe w drzewo nie wyrabiając na zakręcie lub dziobem łodzi w ziemię, źle wymierzając środek ciężkości), możemy zepsuć nasz jedyny środek transportu.  Czegoż się jednak nie robi

Drogowskaz na jeziorze

Widzieliście kiedyś drogowskaz na jeziorze? Mnie trochę zdziwił, ale jednak bardziej ucieszył, bo nie lubię wiosłować i gapić się w mapę jednocześnie. O GPS-ie oczywiście nie może być mowy, bo zasięgu nie ma i nie będzie ani tutaj, ani tym bardziej tam, gdzie płyniemy.  Park Algonquin to ogromny obszar zupełnie dzikich lasów, poprzecinany setkami jezior, jeziorek, rzek i strumieni. Minimalne ingerencje człowieka objęły tutaj zaledwie wyznaczenie miejsc, w których dozwolone jest obozowanie oraz ścieżek, którymi można się przedostać z jednego jeziora do drugiego. Raz wjechawszy do parku, całymi tygodniami możemy więc przedzierać się w głąb dziczy przy pomocy łódki canoe, którą od czasu do czasu musimy zarzucić na grzbiet i przenieść do kolejnego punktu zwodowania. W parku można kempingować pod warunkiem, że wykupi się wcześniej stosowne pozwolenie, określając w jakim mniej więcej obszarze planujemy rozstawić namiot. Rozbijać można się tylko w wyznaczonych przez leśników mie

Happy Canada Day

Happy Canada Day 9 days late! Lepiej złożyć życzenia późno, niż wcale — tym bardziej, że tym razem mam niezłą wymówkę. Na uroczystościach z okazji Dnia Kanady w Ottawie dopadł mnie nieoczekiwany skwar: 37 stopni Celsjusza. Jak podało później radio, całkowity brak wiatru i ultra-wysoka wilgotność powietrza zwiększały podobno odczuwalną temperaturę o dodatkowe osiem „oczek”… Choć organizatorzy imprezy zadbali o chłodzące armatki wodne i bezpłatne wodopoje, ludzie snuli się na miękkich nogach niczym zombie w poszukiwaniu klimatyzacji. Mnie energii jakimś cudem starczyło, ale telefon szlag trafił z przegrzania i relacji na żywo nie nadałam :D Musicie mi uwierzyć na słowo, że w Ottawie jest co podziwiać i to nie tylko od święta. Jeśli ktoś jeszcze nie był w stolicach Anglii, Francji i Belgii, to może sobie je darować i pruć prosto tutaj. Kanadyjczycy mają swoją wersję paryskiej katedry Notre-Dame  (nie tylko ją skopiowali, ale i nazwali tak samo!), swój Westminster Palace

Etykiety

Pokaż więcej