Happy Canada Day 9 days late!
Lepiej złożyć życzenia późno, niż wcale — tym bardziej, że tym razem mam niezłą wymówkę.
Na uroczystościach z okazji Dnia Kanady w Ottawie dopadł mnie nieoczekiwany skwar: 37 stopni Celsjusza. Jak podało później radio, całkowity brak wiatru i ultra-wysoka wilgotność powietrza zwiększały podobno odczuwalną temperaturę o dodatkowe osiem „oczek”… Choć organizatorzy imprezy zadbali o chłodzące armatki wodne i bezpłatne wodopoje, ludzie snuli się na miękkich nogach niczym zombie w poszukiwaniu klimatyzacji. Mnie energii jakimś cudem starczyło, ale telefon szlag trafił z przegrzania i relacji na żywo nie nadałam :D
Musicie mi uwierzyć na słowo, że w Ottawie jest co podziwiać i to nie tylko od święta. Jeśli ktoś jeszcze nie był w stolicach Anglii, Francji i Belgii, to może sobie je darować i pruć prosto tutaj. Kanadyjczycy mają swoją wersję paryskiej katedry Notre-Dame (nie tylko ją skopiowali, ale i nazwali tak samo!), swój Westminster Palace (budynek parlamentu na wzór londyńskiego), a nawet Manneken Pis — siurającego chłopca-fontannę rodem z Brukseli (tego akurat przymocowali nad wejściem do piwożłopiarni). Wszystkie wymienione są nowsze i ładniejsze od oryginałów :D No i oczywiście większe niż w Europie — jak i wszystko inne, ze sprzętami domowymi włącznie.
Mam wrażenie, że w przeciętnym bębnie od pralki mogłabym się wyprostować i przebierać nogami jak chomik w karuzeli, w zmywarce umyć okna, a w lodówce zmieścić całego łosia wraz z porożem…
„Wypad nad jeziorko” to trzyipółgodzinna przeprawa dżipem przez dzikie lasy by przekąpać się w zbiorniku wodnym o powierzchni połowy Polski, a „weekend pod namiotami” rozpoczyna się od spakowania gazu na niedźwiedzie, które buszują po kempingach w poszukiwaniu każdego rodzaju pożywienia.
Cała naprzód — oby mnie tylko grizzli nie zgryźli!!!
Komentarze
Prześlij komentarz