Jest 4.20 nad ranem. Ktoś ciągnie mnie za łydkę. Giry mam na dworze, bo nie zmieściły się do środka, więc nie widzę kto to. Razem ze mną, w mikroskopijnym namiocie jednoosobowym, śpi Kielon, też z odwłokiem w środku i nogami wywalonymi na zewnątrz. - Mamuśka, kazałaś się obudzić, jedziecie na wesele - rozpoznaję głos Amiga, którego poprosiliśmy dzień wcześniej o zorganizowanie nam pobudki. - Okej, dzięki. A już się wystraszyłam, że mi nogę chcą ukraść - odpowiadam zaspana. No co, skoro swego czasu na Woodstocku glany nocą z nóg kradli, to kto wie? Szybko składamy nasz badziewny namiot. A raczej zwijamy go tylko byle jak, bo cały się klei od błota. Zimno i mokro wszędzie! Niemalże truchcikiem zachodzimy na parking. Unolot stoi na swoim miejscu. Spoglądamy na siebie znacząco i pakujemy się do środka. DWA DNI WCZEŚNIEJ, W DRODZE NA WOODSTOCK. PIERWSZY UPADEK UNOLOTA. - To będzie 350 złotych za lawetkę i 150 za mechanika. Pech chciał, że poczciwy fiat Uno padł nam na samym śr
Strona poświęcona działalności scenicznej i pisarskiej autorki książki "Dziura w podróży".