Przejdź do głównej zawartości

Amsterdamski Wnerw

Drugi dzień w pracy. Koleżanka u której jestem na szkoleniu przestaje mnie traktować jak mózgowego impotenta. Teraz jestem już tylko lekkim przygłupem.
Muszę sobie kupić rower – po drodze z pracy miałam ochotę zrzucić pierwszego z brzegu ulizanego frajera do kanału i zawłaszczyć jego bicykla. Głupi jesteśmy, trzeba było brać od ugandyjskiego majstra jak proponował 150 Euro za trzy używane rowery... Idę z buta, 40 minut. Rozglądam się: same brzydkie mordy. Dziewięć dni i ANI JEDNEGO przystojnego faceta, aż trudno w to uwierzyć. Zdecydowanie nie powinnam opuszczać tego kraju nagle – mogłabym przeżyć traumę widząc zbyt dużo ładnych ludzi naraz po takiej przerwie. Jakby mnie teraz wywiało, dajmy na to, do Australii, to bym se musiała kołnierz ortopedyczny zmontować, żeby mi szyi nie wykręciło od oglądania się za surferami. Nabrałam podejrzeń, że słowo “Holandia” oznaczało pierwotnie “kraj brzydkich ludzi”. Gosia pociesza mnie, że przynajmniej są mili. Maro mówi, że muszą być mili, skoro są brzydcy. Nie przekonuje mnie to.
Czy oni tutaj nie znają firanek?! Mogę ich trochę przywieźć z polskich lumpeksów dla tych najbardziej potrzebujących, ale żeby dla całego miasta?! Nie mieć nic do ukrycia to jedna sprawa, a nie móc po własnym kwadracie w majtach defilować bez poczucia, że się jest obserwowanym, to inna. Może te laski z Czerwonych Latarni tam tak po prostu sobie mieszkają bez firanek i pojęcia nie mają że jakieś napalone grubasy z Anglii gapią im się w cycki?
Wracam do domu lekko zmarznięta. Trzymam wodę na herbatę – czajnik elektryczny od początku odmawiał współpracy. Zagotuje wodę, i owszem, ale tylko pod warunkiem, że któreś z nas będzie trzymać palucha na przycisku przez cały proces grzewczy. Ekipa remontowo-budowlana nic nie poradzi, to nie ich działka. Oni się zajmują poważnymi rzeczami – montaż karnisza i załatwianie rowerów.
Gosia z Marem obleźli dzisiaj trochę miasto. Poznali przelotem jakichś Polaków w lanserskim samochodzie – wielkie, wydziarane, silne świnie.
Gosia nawiązała arabskie kontakty po arabsku w arabskiej barówie. Od początku wiedziałam, że trzyma sztamę z nawiedzonym sąsiadem w białej pelerynie. Maro potrzyma szwy do poniedziałku – jakoś nie potrafi się z nimi rozstać. Albo z tymi 58 euro, bo tyle ma zabieg kosztować. Proponowałam, że ja za pięć euraków zdejmę mu je dzisiaj, ale jakoś nie podjął tematu. Za to temat imprezy podnosił parokrotnie.
Tak to już jest, że w sobotę jakaś niewidzialna siła pcha człowieka do wyrwania się z rutyny dnia codziennego w taki czy też inny sposób.
Ponieważ jednak ani ja, ani Gosia nie byłyśmy gotowe na powtórkę z wczoraj, pomysł upadł i tym sposobem przeżyliśmy PIERWSZĄ SPOKOJNĄ SOBOTĘ W DOMOWYCH PIELESZACH OD NIEPAMIĘTNYCH CZASÓW!!
I pomyśleć, że żeby tego dokonać, musieliśmy wyjechać aż… do Amsterdamu!!! ;)
Z pozdrowieniami z domniemanego miasta grzechu,
Iwona van der Dziurrr

Towarzysze, pomożecie?? Komentowanie, udostępnianie, lajkowanie nic nie boli i nic Was nie kosztuje! Dziękuję!

Komentarze

Etykiety

Pokaż więcej

Popularne posty z tego bloga

Ormiańskie ślimaki pocztowe

Ormiańska poczta ma ruchy jak Franek Suchy. Kartka, którą wysłałam z Erywania... 4 lata (!) temu została właśnie bohatersko dostarczona do adresatki! xD  Możecie sobie wyobrazić, jakież było moje zaskoczenie, kiedy koleżanka wypaliła z podziękowaniami za pamięć po takim czasie... Spotykając się z moim niedowierzaniem, wysłała zdjęcie kartki, na którym, dla niepoznaki, poczta ormiańska przybiła stempel z roku bieżącego... Łezka zakręciła mi się w oku na wspomnienie tej kilkumiesięcznej wyprawy: zgubienie telefonu (mała strata, możliwość odkupienia) i... rasowego konia w dzikich górach Kaukazu (duża strata, brak możliwości odkupienia, planowanie ucieczki przed właścicielem przez granicę z Czeczenią), autostop bez trzymanki przez zniszczony wojną Górski Karabach (możliwość przejażdżki czołgiem) i masa kolorowych postaci poznanych w trasie... Książka miała powstać co najmniej dwa lata temu... I kto tu ma ruchy jak Franek Suchy??!! :P

Daj kosza

Z okazji Walentynek pozdrawiam wszystkich chłopaków, którzy dali mi kiedyś kosza! [; Zdjęcie autorstwa - a jakże "starej" koszykary - Katarzyny "Szaku" Juchniewicz. Zajrzyjcie do niej koniecznie [ tutaj ]. No i tego, miłego dnia! Nie dajcie się zwariować!

Radio eM Katowice

Do posłuchania: audycja Magazyn podróżniczy Radia eM Świat jest piękny z zeszłej soboty: http://radioem.pl/doc/4268332.Z-Dziura-w-podrozy Dziękuję serdecznie świetnym prowadzącym (Barbara Hobzda i Marek Piechniczek) oraz reszcie Załogi Radio eM 107,6 Fm ! Miłego słuchania - ja tymczasem pędzę na Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie - uwidzim się tam dzisiaj o 12!