Trzy losowe wspomnienia z dzieciństwa:
1
— Iwonka, co tam się dzieje…??!!!! — krzyczy zaniepokojona Mama, wyglądając na mnie z balkonu.
Razem z bandą chłopaków z podwórka udajemy akurat wojowników Ninja. Okładając się czym popadnie, nabijamy sobie kolejne guzy i siniaki, wyjąc dziko wniebogłosy.
— Nic, Mamo, my się tak tylko bawimy! — odpowiadam, przyjmując kolejnego potężnego łupnia konarem przez plecy.
2
Mamie cudem udaje się mnie oblec* w wyjściowe, bieluśkie getry z pięknymi koronkami na kolanach.
— Mogę już iść na dwór, mogę????!!!! — krzyczę z jedną nogą na klatce schodowej.
— Możesz, ale za 10 minut bądź z powrotem, bo jedziemy do wujka na urodziny. Uważaj, żeby getrów nie upaprać do tego czasu. A już w szczególności nie łaź po drzewach!
Dwie minuty później już wiszę na gałęzi.
Kolejne 30 sekund — kolano do szycia, getry do wyrzucenia.
3
Przygotowania do Pierwszej Komunii Świętej.
Upieram się, że nie założę lakierków. Z początku wszyscy podśmiechują się tylko i niedowierzają. Nie pomagają jednak późniejsze prośby ani groźby — za nic nie daję wyciągnąć się z domu na zakupy.
Jako jedyna dziewczynka w całej szkole przyjmuję Komunię w białych, sznurowanych laćkach bez połysku.
A teraz dla porównania trzy losowe wspomnienia z ostatnich trzech lat:
1
Znowu bawię się w wielkiego wojownika. Łamię palec u nogi zasadzając kopa koledze z klubu sztuk walki.
2
Wybieram się w samotną podróż na południowy wschód. Plecak pęka w szwach, ale Mamie cudem udaje się mnie jeszcze namówić do spakowania zapasowych spodni.
— Tylko nie jedź do Nadniestrza ani na Ukrainę, bo tam teraz wojna.
Dwa tygodnie później korzystam z zapasowych gaci przekraczając mołdawsko-ukraińską granicę.
3
Przygotowania do pierwszego lata w Polsce po długich wojażach.
Upieram się, że napiszę książkę.
Z początku wszyscy podśmiechują się tylko i niedowierzają. Nie pomagają jednak późniejsze prośby ani groźby — za nic nie daję wyciągnąć się z domu ani nad jezioro, ani na spacer.
Jako jedyna dziewczynka w okolicy nie cieszę się latem. Zamknięta w domu na cztery spusty piszę „Dziurę w podróży”…
Jak widać, nic się nie zmienia… dzieci pozostają tylko dziećmi.
No, może nie do końca.
Jedyne, czego zaniechałam z czasów dzieciństwa, to sposób jedzenia kanapek z pasztetem.
Za bajtla** zwykłam była spożywać je oglądając telewizor (to akurat nie zaskakuje), siedząc… na głowie (!) — zamiast klasycznie — na czterech literach.
Wciskałam się w róg wersalki, dzięki czemu miałam podparcie dla tułowia z dwóch stron. Dodatkowo pomagałam sobie utrzymać równowagę ręką niezajętą akurat wrzucaniem kanapek do paszczy.
Ten jeden jedyny zwyczaj zarzuciłam dekadę temu. Ale tylko dlatego, że wywaliłam telewizor do hasioka**!🙃
*oblec — ubrać
**za bajtla — w dzieciństwie
***hasiok — śmietnik
Komentarze
Prześlij komentarz