Nagroda „Ćwok Miesiąca” ląduje w moich rękach!
W zeszłym tygodniu spontanicznie wzięłam udział w świetnej imprezie sportowej Bieg Jezior.
Niełatwo było zwlec się z wyrka w niedzielę rano, tym bardziej z perspektywą pokonania paru kilometrów biegiem w palącym słońcu.
Kanapka z szynką i pomidorkiem została przyrządzona i zjedzona w pośpiechu, gdzieś między sznurowaniem butów, a montowaniem fryzury „na sportowca”.
Do biura zawodów docieram oczywiście w ostatniej chwili, zapomniawszy zresztą dowodu osobistego.
Na szczęście organizatorzy dają wiarę mojej osobie i otrzymuję samoprzylepny numer startowy, który z miejsca instaluję sobie na bebolu. Niestety, bebol ma to do siebie, że jest na nim niejedna fałda i inna hałda. Numer odkleja się podczas rozgrzewki, sfruwając (a jakże!) przylepną stroną na ziemię pod moimi nogami. Podnoszę go, beznadziejnie już zapiaszczonego, i zatykam za gumę w gaciach, by drugi raz dziad mi się nie wymsknął.
Start jest nieco opóźniony, bo czekamy na dotarcie karetki pogotowia —bez niej żaden wyścig odbyć się nie może.
Uznawszy, że nie ma co ostudzać dopiero rozgrzanych mięśni, wybieram się na przebieżkę, a potem drugą, kiedy okazuje się, że karetki dalej nie ma. Truchtając sobie tu i tam w okolicy, natykam się w końcu na jakąś spacerowiczkę z dzieckiem.
— A pani czemu nie na linii startu? Karetka już dawno na miejscu, zaraz będziecie ruszać! — powiada zdziwiona. W tej samej chwili słyszymy wystrzał i pospolite ruszenie trzech setek ludzi biorących udział w zawodach.
Zorientowawszy się, że wyścig ruszył beze mnie, postanawiam mimo wszystko dogonić peleton, który widzę jakieś kilkaset metrów przede mną. Udaje mi się to naprawdę szybko dzięki gromkim brawom ze strony kibiców, którym bardzo podoba się akcja, że jakiś ćwok spóźnił się na start i teraz goni za wszystkimi z językiem na wierzchu.
Do mety docieram czwarta w mojej kategorii wiekowej, czyli plasuję się na „ulubionym” miejscu każdego sportowca — tuż za podium…
Ból jest nie do opisania, tym bardziej, że nagrody są konkretne. Na szczęście atmosfera w punkcie mety jest świetna, a organizatorzy wzorowo dbają o to, by nikt z nas nie chodził spragniony ani głodny. Chwilę później moczę już w najlepsze bebola w pięknym Jezioro Krasne i zapominam o goryczy porażki.
Warto było zerwać się wcześniej z łóżka w niedzielę rano i przebiec parę kilometrów w palącym słońcu, by zakosztować zasłużonej ochłody w takich okolicznościach polskiej natury!
Wrażeniami z biegu (bez wspominania numeru, jaki wywinęłam na starcie) ;] podzieliłam się z Polskie Radio Lublin— zapraszam do posłuchania fragmentu audycji sportowej z 6-go sierpnia.:
Redaktorowi Józefowi Kuflowi serdecznie dziękuję za sprawnie i profesjonalnie przeprowadzoną rozmowę!
Organizatorom XXVII Biegu Jezior (Gmina Uścimów, Stowarzyszenie Przystań Uścimów), sponsorom As-Babuni, LW Bogdanka, Ośrodek Wypoczynkowy "ŁUKCZE", Bank Spółdzielczy w Łęcznej, Witex i reszcie nieobecnym na fb) oraz wszystkim kibicom również jestem bardzo wdzięczna — bieg dał mi wiele radości i na długo natchnął pozytywną energią!
Mam nadzieję, że i w przyszłym roku uda mi się wystartować, a i Wam wszystkim szczerze tę imprezę polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz